piątek, 5 stycznia 2018

Rozdział 3 Nowe wspomnienia

Witam wszystkich!
Posłuchajcie: musicie być ze mnie dumni, ponieważ... Dotrzymałam terminu!
Początek stycznia jest? Jest! Haha!
Rozdział... Nie taki, jaki chciałam by był, ale gdybym zmieściła WSZYSTKO co sobie ubzdurałam w główce, to niewykluczone, że byłby ze dwa razy dłuższy. Dlatego więcej dowiecie się z następnego rozdziału, gdzie zamierzam przelać resztę planów :D
A kiedy możecie się go spodziewać? No cóż...
Nie za szybko. Moi drodzy, nie zawieszam bloga ani nic z tych rzeczy ( za niedługo mam zamiar zabrać się za tłumaczenie poszczególnych ścieżek DL i utworzyć na blogu nową sekcję ), aczkolwiek mój laptop zrobił KAPUT.
Tak. Nie wiem, czy przejdzie przez naprawę, bo takiego starego gniota to nie opłaca się zaraz naprawiać. Tak więc jedynie, co na razie mi pozostaje, to pisanie w szkolnej bibliotece, raz w tygodniu przez jedną godzinę. Można się domyślić, ile mi to zajmie, zważywszy, że jeden rozdział ma ok 6-7 stron w Wordzie czcionką 11 punktów.
Mimo to postaram się coś zaradzić, a wy delektujcie się nowym wpisem!
Wszelka krytyka i komentarze mile widziane!

P.s W tym poście pragnę pozdrowić Mangle, która wróciła do pisania po krótkiej przerwie. Trzymaj tak dalej!

P.P.s Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Jesteście cudowni!

https://orig00.deviantart.net/c1b8/f/2018/025/a/c/ptaki3_by_mechanicpigeon-dc14mw7.png

„W kółko raz po raz, ciągle
w miejscu spędzam dni.
Nienawiść męczy mnie,
od agonii dawno już mnie mdli [...]
Może tylko śnię?
Może jawa jest mym snem?"*

To dziwne, gdy będąc jedynie zamkniętą powłoką, wciąż odczuwałam mijający proces. Tak, jakby wbrew mojej woli ktoś poddał mnie narkozie i wszczepił wspomnienia innej osoby. Jej życie. Treść. Całkowity sens.
 Wybrakowaną wolę.
Zaciągnęłam zasłony w pokoju, nie chcąc, by przedostał się jakikolwiek promień ślący mdlące  światło.
 Usiadłam w kuckach na podłodze, miętosząc jednocześnie w dłoniach znalezisko. Kilkakrotnie otwierałam i zamykałam dziennik, licząc na niewyjaśniony cud. Z każdą kolejną próbą dopadało mnie coraz większe rozczarowanie. Cokolwiek bym nie zrobiła, jakkolwiek nie odwróciła, strony pozostawały puste. Nie chciałam w to wierzyć. Kto zostawił niezapisany pamiętnik na regale w bibliotece? Jaki miał w tym cel?
 Cała ja. Liczyłam na odpowiedź, która miała nie nadejść.
Wybrakowana.
 Pomimo biegu lat, zeszyt wciąż wyglądał przyzwoicie. Obszyty naturalną, brązowawą skórą pozostawiał ciekawe wrażenie. Ale musiał być stary. Musiał.
Więc czemu papier lśnił bielą?
 Dlaczego nie przybrał żółtawych odcieni?
 Nigdy nie otrzymałam odpowiedzi na nurtujące pytania. Nie zdziwiłam się, gdy i w tedy odpowiedziała mi głucha cisza.
 Przez chwilę nawijałam na palec rzemyk. To wszystko jest...
 Niepełne.
 Spięłam włosy recepturką znalezioną w szafce kuchennej. Nie chciałam ich widzieć. Każdy jasny kosmyk przypominał mi o... o tym.
Ale nie ścięłam ich. Nie miałam odwagi.
 Słaba.
Kolejny raz odkryłam, jak niewiele byłam warta.
 Czyjś głos. Szept. Kroki.
Skrzypienie desek. Na zewnątrz.
Zaczęłam szybciej oddychać. Zerknęłam niepewnie na drzwi zastawione komodą. Płynnym ruchem rzuciłam dziennik pod łóżko. Pudrowo-różowa pościel sięgała niemal podłogi, przysłaniając wolną przestrzeń między jego nogami. Nic nie zauważą.
Nie mogą.
 Dudnienie stawało się coraz głośniejsze. Usiadłam naprzeciw wejścia i podciągnęłam nogi pod brodę. Przymknęłam powieki.
Lawenda. Zapach kwiatów mimowolnie wdzierał się do nozdrzy. Lubiła wychodzić na dwór, ganiać z dziećmi po parku, puszczać latawce. Córeczka często patrzyła na nią wielbnym wzrokiem, nie wierząc pokrótce w swoje szczęście. Kobieta zawsze potem posyłała dziewczynce uśmiech i mówiła, że wszystko będzie dobrze.
Przecież mają siebie nawzajem, prawda? Tylko to się liczyło, czyż nie?
 Mogła powąchać rosnące irysy, biegać boso po trawie. Czasami tylko dziwnie patrzyła w dal i cicho wypowiadała jakieś słowa. Ale mała nie zwracała na to uwagi. Nie widziała, jak mama dyskretnie wyciera spływające łzy i chowa poranioną rękę za plecami gdy przechodzi obok sąsiadki. Dla niej najważniejszy był czas. Wykorzystywała go całą sobą.
Po powrocie znów będzie musiała siedzieć zamknięta w pokoju.
  Poczucie niepokoju owładnęło ciałem. Ktoś stanął przed drzwiami. Wiedziałam to. Czułam.
 Klamka drgnęła. Dreszcz przebiegł mi po plecach.
Raz. Raz. Raz. Raz. Raz.
Nie potrafiłam zliczyć do dwóch. To za wiele. Zwłaszcza dla zamazanego krańca, który mi pozostał.
 Kraniec... Koniec... Żadna różnica. I to, i to prędzej czy później skruszeje.
 Schowałam głowę między kolana. Pukanie do drzwi nie dawało mi spokoju. Chciałam odejść. Zniknąć.
Zblednąć.