Witam wszystkich!
Posłuchajcie: musicie być ze mnie dumni, ponieważ... Dotrzymałam terminu!
Początek stycznia jest? Jest! Haha!
Rozdział... Nie taki, jaki chciałam by był, ale gdybym zmieściła WSZYSTKO co sobie ubzdurałam w główce, to niewykluczone, że byłby ze dwa razy dłuższy. Dlatego więcej dowiecie się z następnego rozdziału, gdzie zamierzam przelać resztę planów :D
A kiedy możecie się go spodziewać? No cóż...
Nie za szybko. Moi drodzy, nie zawieszam bloga ani nic z tych rzeczy ( za niedługo mam zamiar zabrać się za tłumaczenie poszczególnych ścieżek DL i utworzyć na blogu nową sekcję ), aczkolwiek mój laptop zrobił KAPUT.
Tak. Nie wiem, czy przejdzie przez naprawę, bo takiego starego gniota to nie opłaca się zaraz naprawiać. Tak więc jedynie, co na razie mi pozostaje, to pisanie w szkolnej bibliotece, raz w tygodniu przez jedną godzinę. Można się domyślić, ile mi to zajmie, zważywszy, że jeden rozdział ma ok 6-7 stron w Wordzie czcionką 11 punktów.
Mimo to postaram się coś zaradzić, a wy delektujcie się nowym wpisem!
Wszelka krytyka i komentarze mile widziane!
P.s W tym poście pragnę pozdrowić Mangle, która wróciła do pisania po krótkiej przerwie. Trzymaj tak dalej!
P.P.s Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Jesteście cudowni!
„W kółko raz po raz, ciągle
w miejscu spędzam dni.
Nienawiść męczy mnie,
od agonii dawno już mnie mdli [...]
Może tylko śnię?
Może jawa jest mym snem?"*
To
dziwne, gdy będąc jedynie zamkniętą powłoką, wciąż odczuwałam mijający proces.
Tak, jakby wbrew mojej woli ktoś poddał mnie narkozie i wszczepił wspomnienia
innej osoby. Jej życie. Treść. Całkowity sens.
Wybrakowaną wolę.
Zaciągnęłam
zasłony w pokoju, nie chcąc, by przedostał się jakikolwiek promień ślący
mdlące światło.
Usiadłam w kuckach na podłodze, miętosząc
jednocześnie w dłoniach znalezisko. Kilkakrotnie otwierałam i zamykałam
dziennik, licząc na niewyjaśniony cud. Z każdą kolejną próbą dopadało mnie
coraz większe rozczarowanie. Cokolwiek bym nie zrobiła, jakkolwiek nie
odwróciła, strony pozostawały puste. Nie chciałam w to wierzyć. Kto zostawił niezapisany
pamiętnik na regale w bibliotece? Jaki miał w tym cel?
Cała ja. Liczyłam na odpowiedź, która miała
nie nadejść.
Wybrakowana.
Pomimo biegu lat, zeszyt wciąż wyglądał
przyzwoicie. Obszyty naturalną, brązowawą skórą pozostawiał ciekawe wrażenie.
Ale musiał być stary. Musiał.
Więc
czemu papier lśnił bielą?
Dlaczego nie przybrał żółtawych odcieni?
Nigdy nie otrzymałam odpowiedzi na nurtujące
pytania. Nie zdziwiłam się, gdy i w tedy odpowiedziała mi głucha cisza.
Przez chwilę nawijałam na palec rzemyk. To
wszystko jest...
Niepełne.
Spięłam włosy recepturką znalezioną w szafce
kuchennej. Nie chciałam ich widzieć. Każdy jasny kosmyk przypominał mi o... o
tym.
Ale
nie ścięłam ich. Nie miałam odwagi.
Słaba.
Kolejny
raz odkryłam, jak niewiele byłam warta.
Czyjś głos. Szept. Kroki.
Skrzypienie
desek. Na zewnątrz.
Zaczęłam
szybciej oddychać. Zerknęłam niepewnie na drzwi zastawione komodą. Płynnym
ruchem rzuciłam dziennik pod łóżko. Pudrowo-różowa pościel sięgała niemal
podłogi, przysłaniając wolną przestrzeń między jego nogami. Nic nie zauważą.
Nie
mogą.
Dudnienie stawało się coraz głośniejsze.
Usiadłam naprzeciw wejścia i podciągnęłam nogi pod brodę. Przymknęłam powieki.
Lawenda.
Zapach kwiatów mimowolnie wdzierał się do nozdrzy. Lubiła wychodzić na dwór,
ganiać z dziećmi po parku, puszczać latawce. Córeczka często patrzyła na nią
wielbnym wzrokiem, nie wierząc pokrótce w swoje szczęście. Kobieta zawsze
potem posyłała dziewczynce uśmiech i mówiła, że wszystko będzie dobrze.
Przecież
mają siebie nawzajem, prawda? Tylko to się liczyło, czyż nie?
Mogła powąchać rosnące irysy, biegać boso po
trawie. Czasami tylko dziwnie patrzyła w dal i cicho wypowiadała jakieś słowa.
Ale mała nie zwracała na to uwagi. Nie widziała, jak mama dyskretnie wyciera
spływające łzy i chowa poranioną rękę za plecami gdy przechodzi obok sąsiadki.
Dla niej najważniejszy był czas. Wykorzystywała go całą sobą.
Po
powrocie znów będzie musiała siedzieć zamknięta w pokoju.
Poczucie
niepokoju owładnęło ciałem. Ktoś stanął przed drzwiami. Wiedziałam to. Czułam.
Klamka drgnęła. Dreszcz przebiegł mi po
plecach.
Raz.
Raz. Raz. Raz. Raz.
Nie
potrafiłam zliczyć do dwóch. To za wiele. Zwłaszcza dla zamazanego krańca,
który mi pozostał.
Kraniec... Koniec... Żadna różnica. I to, i to
prędzej czy później skruszeje.
Schowałam głowę między kolana. Pukanie do
drzwi nie dawało mi spokoju. Chciałam odejść. Zniknąć.
Zblednąć.
—
Yukiji, proszę natychmiast otworzyć drzwi.
Rozpoznałam władczy ton głosu. To był
Reiji. Niecierpliwie stukał po drugiej stronie stopą o podłoże. Oczami
wyobraźni widziałam, jak krzyżuje ramiona i ściąga brwi, a na jego czole
pojawia się pionowa zmarszczka.
Zdusiłam w sobie łkanie. Ścisnęłam mocniej
dłonie trzymające rękawy swetra. Zaczęły drżeć.
Dlaczego
nie zostawią mnie w spokoju?!
Raz.
Raz, raz, raz...
Raz,
raz, raz, raz.
Ra...
—
Yukiji, poprosiłem cię o coś. Więcej tego nie zrobię.
Nie chciałam. Nie mogłam. Czemu tego nie
rozumiał? Przecież moje ciało wywoływało w nim wstręt! Po co chciał je
oglądać?!
—
Liczę do trzech. Potem poniesiesz konsekwencje. — Chwila ciszy. — Raz.
Nie.
Nie.
Nie.
Nie. Nie. Nie. Nie.
Liczenie
należało do mnie. Jakim prawem...
— Dwa.
Szybkie
przejrzenie znanych mi liczb.
Trzy.
I cztery.
Pięć,
sześć, siedem, osiem, dziewięć...
Dziesięć.
Szybko
wstałam i stanęłam przed komodą. Obeszłam ją dookoła, rozglądając się za
możliwym punktem zaczepienia. Nie znalazłam go, więc po prostu zaczęłam pchać.
Nieznana siła pomogła mi szybko odstawić mebel na miejsce.
Ciężka,
drewniana... Jak mogłam sama ją przestawić? Przecież to...
Niemożliwe?
Drzwi
otworzyły się z hukiem. Zdążyłam uskoczyć w bezpieczne miejsce.
—
Trzy. — Usłyszałam cichy chichot.
Stanął
w progu, trzymając coś w dłoniach. Włączył światło, podszedł bliżej i położył
starannie złożone ubranie na łóżku.
—
Ubierz się. Za dziesięć minut wyjeżdżamy.
Zauważyłam mundurek szkolny. Granatowa,
falbaniasta sukienka, biała koszula, czarne podkolanówki i ciemnoróżowa
kokarda.
Zdziwiona, uniosłam brwi ku górze. Przełknęłam
ślinę i spojrzałam mu w oczy.
— Ale
gdzie?
Poprawił zsuwające się z nosa okulary.
— Do
szkoły. Nie sądziłaś chyba, że zostaniesz sama w rezydencji?
Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć. Do tej pory nie myślałam, że dla wampirów istnieje
coś tak przyziemnego jak szkoła. Są nieśmiertelne. Doskonałe.
Przynajmniej
na to wyglądało.
— Shu
złożył już papiery w twoim imieniu. Będziesz chodziła do klasy z Ayato.
Zerknęłam niepewnie na zegar stojący przy
ścianie. Dochodziła osiemnasta.
—
Ale... O tej porze?
Przewrócił
wymownie oczami.
—
Naprawdę jesteś taka niepojętna, czy tylko udajesz?
Nie
rozumiałam go. Tak późno...
Przyłożył
dłoń do czoła i przymknął powieki, głęboko się nad czymś zastanawiając.
—
Jesteśmy wampirami, prawda? Nie śpimy w nocy, tylko w dzień. Uczęszczamy do
szkoły nocnej.
Analizowałam
wypowiedziane słowa. Czyli, że również ja...
Reiji,
jakby czytając mi w myślach, skinął głową.
— Musisz się przestawić. Od teraz będziesz
uczyć się w nocy, a w dzień wypoczywać.
Przez
chwilę stałam w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Splotłam ze sobą dłonie i
przenosiłam ciężar z nogi na nogę. W końcu nieśmiało podreptałam w stronę łoża,
pochylając się nad zestawem ubrań.
— Jak
wspomniałem, odjeżdżamy za dziesięć minut.
Spojrzałam
przez ramię, ale Reijiego już nie było.
Ponownie przebiegłam wzrokiem sukienkę,
koszulę. Obok leżała jeszcze ciemna marynarka.
Bunt i
tak nie miałby sensu. Jedne, co mogłam zrobić, to w milczeniu ściągnąć
okrywającą mnie odzież i włożyć przygotowany zestaw.
Usłyszałam
chrzęst żwiru gdy wjeżdżaliśmy limuzyną na parking szkolny. Obok nas stało
wiele podobnie szykownych pojazdów. Podróż minęła dość szybko i... Spokojnie.
Niemal każdy z braci zajmował się czymś, co w jego mniemaniu należało do sfery
sacrum. Nienaruszalnej. Shuu słuchał muzyki, Reiji był zatopiony w lekturze.
Kanato rozmawiał cicho z Teddym, a Laito
wciąż drażnił Ayato.
Jedynie
Subaru zapadł w krótką drzemkę. Żaden z nich mnie nie zaczepił.
Uderz.
Odepchnęłam
natrętne myśli. Coraz więcej. Przychodzą. Odchodzą.
Nigdy
nie obejdą.
Wyszłam
na zewnątrz. Pierwszym, co zwróciło moją uwagę, była cisza, tak nietypowa dla
licealnych placówek. Ani jednej osoby. Nikt. Nic.
A może
wszystko? Skąd miałam wiedzieć?
Ścisnęłam mocniej uchwyt czarnej aktówki, w której miałam
przygotowane potrzebne zeszyty i pióra. Nieśmiało podeszłam do Ayato.
Rozmawiał z Laito, co rusz trącając go ramieniem. Wyglądali tak...
Normalnie.
Złe słowo.
Po prostu zwyczajnie.
Nic więcej.
— Oj,
daj już spokój, Ayato! Przyznaj, że masz
na nią ochotę i będzie po sprawie!
Ayato
rzucił mi krzywe spojrzenie.
— W
życiu.
Spuściłam
głowę. Nie bolało. Czułam tylko... Pewność.
Wygranej.
Zakładu
opartego na wątłej duszy.
Laito
teatralnie chwycił się za serce.
— No
wiesz co? Ranisz naszą małą sunię!
Objął moje ciało ramieniem. Zimny dotyk nie
zrobił wrażenia.
Stare
przyzwyczajenie.
— A co
mnie to? — Prychnął. Zmrużył oczy, wbijając wściekłe spojrzenie w stronę
Reijiego, stojącego nieopodal nas. — Ty, Reiji! Ile ja mam ją niańczyć?! To
twoja robota!
Reiji przeglądał jakieś papiery. Nie odrywając
od nich wzroku, powiedział.
—
Tyle, ile uznam za słuszne. Lepiej na nią uważaj. — Zerknął na nachmurzonego
brata — inaczej poniesiesz konsekwencje.
Ayato
jedynie burknął coś w odpowiedzi. Laito poklepał go po plecach.
—
Po-wo-dzonkaaa! ~
Odszedł,
chichocząc pod nosem. Ayato stał w miejscu, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
Mogłam jedynie czekać cierpliwie na ostateczne
ciosy.
— No
co? Rusz tyłek!
Drgnęłam. Posłusznie poszłam za nim, wlepiając
wzrok w czubki nowych lakierek.
Raz.
Dwa.
Liczenie
było jedynym, co nie zdążyło mnie zawieść. Liczby... Nigdy nie odtrącą. Są
nierozerwalną częścią każdej postaci. Od narodzin do śmierci.
Zawsze.
Nie
miałam odwagi podnieść głowy i zlustrować szkolnych korytarzy.
Wystarczy
przeczucie o nadchodzącej porażce.
Lęk sparaliżował wszystkie zmysły.
Wzrok
mógł sobie zatrzymać.
Wraz z
węchem.
I życiem.
Wpadłam
na coś twardego.
—
Patrz, jak leziesz!
Ayato chwycił
moją rękę i boleśnie zacisnął palce na nadgarstku.
—
P-przepraszam!
Skrzypienie.
Zza drzwi wyszedł do nas mężczyzna. Był elegancko ubrany, w czarne spodnie, białą
koszulę i granatowy krawat obszyty srebrnymi nićmi tworzącymi pokrętne wzory.
— Co to ma znaczyć? Nie toleruję żadnych
spóźnień!
Sakamaki wszedł do klasy, mrucząc pod nosem
coś, co na pewno nie było przeznaczone dla uszu nauczyciela.
—
Nazywasz się Yukiji Minami?
Tak.
Nie. Nie wiedziałam. Bo... pragnęłam, żeby tak mówili.
Spojrzałam
mu w oczy. Skurcz.
Powiedz.
Dasz
radę.
...Yukiji?
—
Ja... — Odchrząknęłam, przysłaniając dłonią usta.
— Ty?
— Skrzyżował ramiona i spojrzał wyczekująco.
— Tak.
Ja. — Poczułam, jak na policzki wpływa rumieniec wstydu — To jest... Tak,
nazywam się Yukiji.
Zrobił
miejsce w przejściu i wskazał ręką klasę.
— W
takim razie, zapraszam. Przedstawisz się kolegom.
Znajome
drżenie. Dziwna pustka zalegająca na dnie. Ciężkim, powolnym krokiem przeszłam
przez pomieszczenie i przystanęłam przed tablicą. Odwrócona tyłem do klasy
dyskretnie wyłamywałam palce.
Nie
mogłam.
Nie.
—
Yukiji?
Mężczyzna
podszedł do mnie od tyłu i położył dłoń na ramieniu. Przez chwilę czułam…
Ciepło.
— Może
się odwrócisz?
Niezauważalnie
skinęłam głową. Cała drżąc, powoli zataczałam w miejscu półkole, by ostatecznie
zatrzymać się twarzą do innych. Splotłam ze sobą dłonie i zawiesiłam wzrok na
najbliższym wolnym miejscu, po lewej stronie, od ściany.
—
Cześć. Nazywam się Yukiji. Yukiji…— Wstrzymałam na chwilę oddech. To
niesprawiedliwe. Czerpałam z czegoś, co nigdy nie miało racji bytu. Przełknęłam
głośno ślinę i ruszyłam do ławki, po drodze mrucząc pod nosem „Minami.”
Zdezorientowany,
nauczyciel historii chrząknął znacząco i otworzył podręcznik.
— Cóż,
witaj, Yukiji. Mamy nadzieję, że będzie ci się dobrze z nami pracowało. A teraz
proszę otworzyć książki na stronie…
Po
klasie przebiegł cichy szmer. Po krótkiej chwili większość uczniów zatopiła się
w lekturze, pozostali słuchali muzyki lub wyglądali przez okno. Otworzyłam
teczkę i wyjęłam potrzebne materiały. Zanurzyłam rękę w materiale i wyczułam
nieco chropowatą strukturę.
Dziennik.
Dyskretnie
wyciągnęłam go i położyłam na kolanach, tak, aby nikt niczego nie zauważył.
Pogładziłam skórzany rzemyk i przypatrywałam
się w milczeniu niezapisanej książce.
Moją
głowę zalała fala nieznanych wspomnień. Ja…
Nie.
Nie były moje.
Jego złociste włosy. Ciemne oczy.
Delikatne, aczkolwiek szorstkie w dotyku dłonie. Trzymały mój policzek w
błogosławionym uścisku. Tylko miłość. Tylko śmierć. Tylko metaliczny zapach
krwi okadzonej bzem.
„Mój najdroższy, najmilejszy!”
Cichy szept rozbrzmiewający w głowie.
Żonkile w ogrodzie, rosnące pod jabłonią.
Bramy naszego małego raju.
Mój bogaty tkacz pogrążony w tkliwym
marazmie.
Moja niestrudzona rada. Prośby.
Gwiazdy tkwiące w spojrzeniu.
I tak uroczy uśmiech rozświetlający
panującą w sadzie noc.
Szmer rozhukanych wspomnień, odzież uszyta
z jedwabiu.
„Pomóżcie,
mię drodzy,
Albowiem
ukochałam,
Posąg niosący
Zgubę.”**
* - Fragment "Bad Apple" tłumaczenia AlexisThe Angel
** - Fragment wiersza mojego autorstwa, który będziecie mieli okazję wkrótce przeczytać w całości.
Ach, dziękuję za pozdrowienia, teraz i ja czuję się fejmem ^^
OdpowiedzUsuńZwykle nie czepiam się literówek jeśli nie przeszkadzają mi w czytaniu (no dobra, jestem leniwa i nie mam za wiele czasu), ale, a co!, tym razem się przyczepię:
"patrzyła na nią wielebnym wzrokiem" - wielebnym... jej wzrok był księdzem? (Za SJP: wielebny - tytuł grzecznościowy używany w stosunku do osób duchownych li i jedynie)
"Liczenie należało do mnie."
Moja matematyczna dusza się uradowała, widząc to zdanie. Tak po prostu.
"Objął moje ciało ramieniem. Zimny dotyk nie zrobił wrażenia.
Stare przyzwyczajenie."
Coraz bardziej mam wrażenie, że już miała do czynienia z wampirami. Przychodzi mi na myśl tylko, że jej mama takowym była, no i proste skojarzenie: kobieta wampir > zamknięcie > Christa, ale póki co, jeszcze niczego nie wnioskuję. Tak sobie gdybam.
Tak bardzo, ale to bardzo podoba mi się zachowanie Ayato i Laito. Są tacy... Tacy. No nie mam jak tego określić, po prostu cudni!
"Liczenie było jedynym, co nie zdążyło mnie zawieść. Liczby... Nigdy nie odtrącą. "
Bo tylko majza cię prawdziwie ukocha. <3
Przepraszam, już przestaję.
Coraz bardziej zaczynam się wkręcać w tę historię. Wielka szkoda, że akurat padł ci sprzęt, ale wierzę, że sobie poradzisz. Na pewno będę czekać na kolejne rozdziały! Powoli, powolutku zaczynam mieć jakieś sensowniejsze podejrzenia co do Yukiji i myślę, że coraz więcej rozumiem, ale na razie jeszcze nie chcę się dzielić swoimi podejrzeniami. Muszę je poukładać w łepetynie. Powodzenia w pisaniu na bibliotecznym komputerze, pamiętam, jak sama pewnego razu się z takim męczyłam (przestawić się z klawiatury laptopa na komputerową, ból!) i żeby szybko udało ci się uporać z zepsutym sprzętem.
Dziękuję bardzo za komentarz! ( choć dopiero teraz...)
UsuńAch, ten chwalebny! A trzy razy sprawdzałam przed publikacją XD
Cieszę się, że nasi kochani Ayato i Laito przypadli ci do gustu!
I...i czemu Christa?! No way, kolejny raz to słyszę!
Ale nie będę nic zdradzać, nie będę, nie będę...
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam! :D
Ojejciu, coś mi tam przeskoczyło XD
UsuńDopiero teraz ODPOWIEDZIAŁAM XD
Ajjj :D Zostaję na dłużej!
OdpowiedzUsuńCieszę się! Mam nadzieję, że zobaczę więcej twoich komentarzy i będzie ci tu miło i przyjemnie! <3
Usuń