W
pomieszczeniu panował półmrok.
Serce
wariowało. Trzepotało w piersi niczym ranny ptak łaknący nadziei. Nie słuchało mnie.
Nigdy tego
nie robiło.
Gdyby tak było, już dawno byłabym martwa.
Zimny
podmuch wiatru przypomniał mi o uchylonych drzwiach. Przymknęłam je delikatnie,
starając nie narobić zbędnego hałasu. Cisza.
Nie chciałam tu
być. Ale nogi same niosły moje sztywne ciało ku marmurowym schodom przykrytym
szkarłatnym dywanem. Kolejna część, nad którą nie miałam kontroli.
Przy
poręczy, po obu stronach, zauważyłam małe, garbate posągi. Przyjrzałam im się
uważniej, próbując dostrzec w ciemności zarys ich twarzy. To na nic. Oczy też
zawodziły.
Zepsuta.
Zepsuta. Zepsuta.
Jestem jak
niedziałający zegar. Jak rzucona, szmaciana lalka czekająca cierpliwie w kącie na właściciela. Jak kukła. Jak wiara. Jak pierwsze wspomnienie ukochanych słów.
Jak miłość.
Bezużyteczna.
Zrobiłam
kilka kroków i zerknęłam za siebie.
Nikogo nie słychać.
Nie widać.
Nie czuć.
Nikogo nie słychać.
Nie widać.
Nie czuć.
Też
chciałabym nie istnieć.
Ściągnęłam
brwi i przygryzłam wargę. Policja nie mogła tu szukać. Brama była przecież
zamknięta. A skoro posiadłość stała pusta...
Nieco
śmielej zaczęłam wchodzić na górę. Kilka dni. Nikt się nie dowie.
Przede mną
rozciągnął się kolejny obraz. Przypominał on salon, z kominkiem w kącie,
solidnym, najprawdopodobniej dębowym stołem zwieńczonym maleńkimi, wystruganymi
różyczkami, kanapą w nieokreślonym kolorze i czymś, co wyglądało na fotel
stojący przy ścianie.
Reszta pokoju skryta była w ciemności, jakby bała
się wychylić przed tą nieznaną słabością, która ich nawiedziła.
Zawsze taka
byłam.
Słaba.
Niezgrabnie
podeszłam do najbliższego mebla i pogładziłam go koniuszkami palców. Wyglądał
na... czysty. I zadbany.
Ale
przecież...
Wstrzymałam
oddech. Coś usłyszałam. Chwyciłam najbliższą rzecz. Okazał się być nim świecznik.
Ścisnęłam go mocniej w dłoniach, czując, że jest moją ostatnią nadzieją.
Odwróciłam
się. Na sofie ktoś leżał. Zamarłam.
Raz. Dwa. Raz. Dwa.
Raz. Dwa. Raz. Dwa. Raz. Dwa. Raz. Dwa.
Raz. Dwa. Raz. Dwa. Raz. Dwa. Raz. Dwa.
Nie wiedziałam, co robić. Ja...
To... mężczyzna. Powoli, niemal nie
dostrzegalnie, opuściłam miejsce. Przez okno, ustawione w przeciwległej
ścianie, wpadało księżycowe światło. Mogłam dokładniej go zbadać.
Ale nie chciałam. Musiałam wrócić.
Ukłucie. Coś na kształt poczucia winy dobiło
się do zamkniętej masy, nazywanej ciałem. A jeśli on nie żył? Nie widziałam, by
oddychał.
Uklękłam i spojrzałam na niego pod innym
kontem. Pierś się nie unosiła.
I... I co teraz?!
Nie mam telefonu! Choć, nawet gdybym miała, nie użyłabym go.
Znaleźliby mnie.
To gorsze od śmierci.
Nie mogę tu zostać.
Nie mogę go zostawić.
Wzięłam
głęboki oddech i podreptałam w jego stronę. Drżącą ręką musnęłam kredowobiałą skórę.
Była wyjątkowo blada. I zimna. Czyli nie żył już jakiś czas.
Cofnęłam
się, czując eksplodującą ulgę. Wiedziałam, że to samolubne. I co z tego? I tak nic mi
już nie miało zaszkodzić. Za późno. Na wszystko.
Ściągnęłam z
siebie płaszcz i przykryłam nim bezwładne ciało. Przynajmniej tyle mogłam zrobić.
Wpatrywałam się z rozdziawionymi ustami w niewinną twarz nieznajomego, zdając
sobie sprawę, że...
I nagle... coś... niezwykłego. Otworzył oczy. Były hipnotyzujące, jadowicie zielone.
Instynktownie odskoczyłam i krzyknęłam, będąc
przerażoną tym, co zobaczyłam. Skrzywił się i parsknął niespokojnie. Po chwili
przysiadł na sofie, dalej przykryty i spojrzał w moją stronę.
Wściekły. I zdziwiony. Wiedziałam to. Taki sam był On, wtedy...
— Cholera, zamknij się.
Nie mogę przez ciebie spać. Idiotka. —
Mruknął.
Mówił nieco
przez nos. To dziwne, ale kompletnie nic nie czułam. Żadnego wstydu,
zakłopotania. Najwidoczniej nie stać mnie nawet na to.
Wziął do
ręki płaszcz, którym go okryłam. Powąchał go a następnie przyglądał mu się w
milczeniu.
—
To twoje?
Nie czekając
na odpowiedź, rzucił nim w moją stronę. Złapałam materiał w powietrzu i
przytuliłam mocno do siebie.
Jak stąd uciec?
Jak stąd uciec?
—
Co tutaj robisz?
Dokładnie.
Co tutaj robiłam?
Nie mogę powiedzieć mu prawdy!
Nie mogę powiedzieć mu prawdy!
Nie mogę! Nie mogę! Nie mogę!
Najwidoczniej moje milczenie nie przypadło mu
do gustu.
—
Oi, słyszysz co mówię?!
—
Tak.
Byłam... zaskoczona. Słyszeć swój głos. Tyle czasu... za dużo. Za długo. Dość... delikatny. Podobał mi się. Jedyna rzecz, dzięki której poczułam się wartościowa. I
zapewne ostatnia.
— No to co tutaj robisz?
Jak tu weszłaś?
Wymyśl coś!
Myśl!
—
Ja... - przerwałam, szukając w głowie odpowiednich słów. — Ja... Zgubiłam się.
Zabłądziłam. Chciałam zapytać o drogę, a drzwi były otwarte...
Prychnął urażony.
—
I co, myślisz, że wolno ci ot tak wchodzić do czyichś domów?
Nie
wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Musiałam wyjść. Uciec.
—
A co to za szmata, którą mnie przykryłaś?
—
Uhm... ja... naprawdę, bardzo mi przykro. M-myślałam, że... no... że nie
żyjesz. Już stąd idę. —
Nastąpiła krótka chwila ciszy. —
Przepraszam...
Odwróciłam
się napięcie. Wpadłam wprost w ramiona innego domownika. Usłyszałam radosny
chichot.
—
Ojej, a kogo my tu mamy! —
Rudowłosy chłopak w kapeluszu przyglądał mi się z rozbawieniem. Na jego twarzy
rysował się przebiegł uśmieszek. Spojrzałam w jego oczy, identyczne jak
nieznajomego siedzącego na kanapie.
—
Hej, Ayato! Dlaczego nie powiedziałeś, że mamy gościa? Przywitałbym się
odpowiednio...
Nie miałam
pojęcia, co tutaj robił. Cofnęłam się. Wyczułam za sobą jakiś kształt.
Chwyciłam kant stolika, jakby to od niego zależało moje życie i gorączkowo
próbowałam znaleźć rozwiązanie.
To chore.
Chore. O co tu chodzi. Pogubiłam się...
To chore.
Chore. O co tu chodzi. Pogubiłam się...
Nie pierwszy
raz.
—
Jesteś taki samolubny! Sam zabawiałeś się z laleczką, podczas gdy ja...
—
Co tu robicie?
Kolejny głos. Zwróciłam się w jego
kierunku. Stał przy mnie fioletowowłosy chłopczyk, obejmujący misia i spoglądający z ciekawością na rudowłosego.
Muszę
wykorzystać sytuację. Jeśli dobrze to rozegram...
Nagle
nieznajomy, na którego mówiono Ayato, zagrodził mi drogę. Patrzył mi prosto w
oczy. Nietrwałe, przesiąknięte fałszem i splamione wstydem. Skrywające w głębi
marną pociechę. Spuściłam wzrok. Nie chciałam by wiedział, jak nędznym zostałam
wrakiem..
—
Ayato zaprosił swoją koleżankę i nic nam nie powiedział — zacmokał ten w
kapeluszu —
wstydziłbyś się... własnym braciom takie rzeczy...
—
Nie znam jej nawet! Oi! —
Zwrócił się do mnie. Wiedziałam, o co teraz zapyta. Nie mogłam powiedzieć im prawdy.
Nie chciałam. —
Kim ty w ogóle jesteś?
Przerażona,
ścisnęłam mocniej płaszcz i przyłożyłam go do piersi, niczym wojownik
trzymający tarczę. Muszę uchronić się przed ich ciosami. Mogą być śmiertelne.
Przełknęłam
głośno ślinę i otworzyłam usta. Nie wyleciało z nich żadne słowo. Zdanie.
Fraza. Nic.
Kim jestem?
Nie, to złe pytanie. Kim chciałabym być.
Tak brzmi lepiej.
Tak brzmi lepiej.
—
J-ja... mam na imię... —
przejrzałam w myślach wszystkie imiona i nazwiska, które wpadły mi do głowy.
Znalazłam odpowiednie. —
Yukiji... Minami.
Świetnie.
Ona zawsze była do mnie bardzo podobna. Tak nam mówili. Nie domyślą się.
Dziwny
chłopiec zmrużył gniewnie oczy i wbił we mnie wściekłe spojrzenie.
—
Weszłaś sobie do czyjegoś domu bez pozwolenia, przerwałaś mi sen — źrenice zmniejszyły
się. Dopiero teraz zauważyłam, jak chorobliwie jest blady. Podszedł do mnie
bliżej. —
Jesteś kompletnie niewychowana! Robisz sobie, co ci się żywnie podoba! — Ostatnie zdanie
wykrzyczał mi w twarz.
Oddychaj
głęboko. To nic. Byłaś w gorszych sytuacjach.
Tak.
Chyba.
Tak.
Chyba.
—
Brzydzimy się tobą —
spojrzał z czułością na swojego misia —
prawda, Teddy? Jeśli tu zostanie, nie pożyje długo, co nie?
Zostać?
Tutaj? Z nimi? Oh, nie!
Groźba
śmierci nie jest mi obca. Ale... ale chcę umrzeć sama! Sama! Sama! Sama!
—
No już, Kanato... - roześmiał się rudowłosy — Jeszcze ją przestraszysz...
—
Cholera, co to za cyrk?
Kolejna
osoba. Za dużo. Duszę się. Raz. Dwa.
Odejść.
Teraz. Jeden krok. Drugi. Jeszcze kilka.
—
Hej, a ty gdzie idziesz?
Nie zwracałam
uwagi. Liczyłam. Tak mi kazano. Gdy dopadał mnie lęk. Gdy źle myślałam. Czyjś silny
uścisk. Poczułam go na ramieniu. Zakleszczył się na nim. Przegrałam.
—
Jesteś nam chyba coś winna, tak?
Nie. Nic nie
miałam. Pustka.
Zmusiłam się
do podniesienia głowy. To Ayato mnie przytrzymywał. Dalej, oparty o ścianę,
stał białowłosy mężczyzna o krwistoczerwonych tęczówkach. Zmarszczył czoło i
prychnął gniewnie.
Czterech.
Nie mam żadnych szans. Muszę im to wyjaśnić. I wypuszczą mnie. Proszę.
Błagam.
—
Naprawdę przepraszam. Bardzo —
serce biło mi tak gwałtownie. Bolało. —
Chodzi o to, że...
—
Ayato, co to ma znaczyć? Wyczułem człowieka...
Koło mnie
przystanął kolejny mieszkaniec. Wysoki,
z ciemnymi włosami, elegancko ubrany. Poprawił swoje okulary i przyjrzał mi się
z bliska.
—
Dobry wieczór. Kim jesteś?
Uprzejmy.
Chyba mu ufałam.
Nie, to kolejne puste słowo.
Ja nie ufam nikomu.
Ja nie ufam nikomu.
—
J-jestem Yukiji, proszę pana... i zabłądziłam. Chciałam zapytać o drogę. — Zachęcona przypływem
adrenaliny, mówiłam coraz szybciej i pewniej — Widzi pan, zabrała mnie ze sobą bardzo uprzejma
kobieta. Zgodziła się podwieźć mnie do domu. Ale otrzymała ważny telefon po
drodze i musiałam wysiąść. Szłam chodnikiem, ale w końcu... zgubiłam się.
Duma.
Niesamowite uczucie. Czuję się taka... żywa. Oby mi uwierzył. Chcę stąd wyjść.
Teraz.
—
Hmm... Skąd jesteś?
Skąd ona
była? Przypomnij sobie...
—
Z...T-tokio - poczułam ciepło na policzkach. Rumienię się? Dlaczego?
Ze wstydu?
—
Ah, tak... - dumał przez chwilę —
Cóż, skoro już znamy twoje imię, to pozwól, abym i ja dokonał prezentacji.
Nazywam się Reiji Sakamaki. Drugi najstarszy syn. To jest Ayato, Kanato i Laito
—
powiedział, wskazując jednocześnie dłonią na pozostałych. — I Subaru.
Subaru
zacisnął pięści. Nie lubił być w centrum zainteresowania. Rozumiałam go.
To uwłaczające.
—
I Shu Sakamaki. Najstarszy z rodzeństwa.
Spojrzał na
kanapę, na której wcześniej leżał Ayato. Teraz wygodnie rozparł się na niej jasnowłosy młodzieniec. Leniwie podniósł powieki i wpatrywał się w sufit. Nawet z
daleka byłam w stanie dostrzec kobaltowy odcień tęczówek.
Piękne.
— Można wiedzieć, co skłoniło cię do zejścia na dół, Shu?
Oprzytomniałam. Co on tu robił? Przecież bym go
zauważyła.
Dotarło coś do mnie. Oni wszyscy
pojawili się znikąd. Przybyli z mroku, który nas otaczał. To nie było normalne.
Prawda?
Prawda?
— Poczułem człowieka.
Poczuł? Ale jak?
Nie, to nie mogłam być ja. Już dawno przestałam
przypominać ludzką istotę.
Reiji przez chwilę przyglądał mu się z
zainteresowaniem. W końcu przemówił bezpośrednio do mnie.
— Musisz
zawrócić. Idź na południe, wzdłuż głównej drogi. Jeśli będziesz podążała cały
czas prosto, to nazajutrz dotrzesz na miejsce.
Rudowłosy, którego Reiji przedstawił jako
Laito, zawył przeciągle.
— Reiji, chyba nie mówisz poważnie? Chcesz dać jej odejść? Mogłaby
się tu przydać — spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
— To nie twój interes. A ty możesz już iść. Dobranoc.
W pokoju nastąpiło małe zamieszanie. Ayato i
Laito próbowali mu coś powiedzieć. Kanato szeptał do ucha swojemu misiowi, a
Subaru zdawał się mieć wszystko powyżej uszu. Wyłącznie Shu wyglądał na
obojętnego. Dalej smacznie drzemał na kanapie.
Mruknęłam pod nosem ciche „Dobranoc" i podreptałam w stronę schodów. Powoli, aby nie dostrzegli
czegoś dziwnego w moim zachowaniu. Zanim zechcieliby mnie zatrzymać.
Przyspieszyłam kroku. Dotknęłam chłodnej
poręczy. Jeden schodek, drugi. Szybciej. I nagle...
— Hej, wracaj tu!
Zatrzymałam się. Nie czułam już serca. Jakby
nagle zapomniało, jak należy bić. Czyli dokładnie tak, jak chciałam. Nad głową przeleciał jakiś ciemny kształt. To
nietoperz, którego widziałam na drzewie przed posiadłością. Niósł coś w
pyszczku.
I co teraz? Może zaproponują mi nocleg? Nie, to niemożliwe. Nie
zostanę tu. Grzecznie podziękuję i odejdę z tego domu. Tak, tak właśnie zrobię.
Nieśmiało wkroczyłam z powrotem do salonu.
Zwierzę przysiadło na podłokietniku, tuż obok głowy Shu. Zapiszczało
przeraźliwie i leciutko trzepnęło go skrzydłem w policzek. Sakamaki odgarnął
niesforne loki, które opadały mu na twarz i chwycił kawałek papieru.
Nogi mnie nie słuchają.
Głupia, zrób to! Odejdź!
Głupia, zrób to! Odejdź!
Nie chcę!
Chcę!
Tkwię w jednym miejscu. To nie moje myśli. To
nie ja. A jednak. Nie mogę się ruszyć. Kim oni są? Czego oczekują?
Westchnął zrezygnowany i zgiął liścik.
— Co tam jest? - zapytał jeden z nich. Nie wiem, który. Zamknęłam
oczy.
Nie ma mnie tu. Jestem sama.
Zimna.
Sztywna.
Nie ma mnie tu. Jestem sama.
Zimna.
Sztywna.
Martwa.
Usłyszałam głos.
— To list. Od niego. — Nie sądziłam, że tyle nienawiści da się wyczuć w jednym słowie.
Od niego? Kogo?
— Pisze o tej dziewczynie. Ma tu zostać.
Coś zimnego spłynęło mi po karku. Pot? Łzy? A
może jedno i drugie? Kto niby chciał płakać nad moim losem...
Nie ucieknę.
Nie zostanę.
Jestem rozdarta. Na pół.
Nie zostanę.
Jestem rozdarta. Na pół.
Od jak dawna?
— Naprawdę? - Laito zerknął w moją stronę - Słyszałaś, laleczko?
Zostajesz! — Zaśmiał się ochryple. — Ciekawe...
— Nasza zemsta będzie straszna. Widzisz ją, Teddy? To ona będzie
nas błagać o litość...
— Nie zabijemy jej.
Wszyscy, nie licząc Subaru, spojrzeli
zdziwieni na najstarszego.
— Ale dlaczego?
— Zakazał. Napisał, że ma z nami mieszkać. I mamy być dla niej
mili. Tyle.
Kapelusznik nie próbował ukryć zniesmaczenia, jakie wywołała w nim ta
wiadomość. Po co mieliby mnie zabijać?
Niepotrzebna. Jak maleńkie światełko w
tunelu, gdy zrozumiało, że wypala się na darmo. Nikt jednak nie przyszedł. Za dużo
trudu by sobie zadali.
I nie wiadomo z jakich przyczyn, ale po raz
kolejny poczułam ulgę. Nie zniszczyliby mnie.
Już jestem rozbita.
— No nie, znowu? Myślałem, że już sobie odpuścił...
Już jestem rozbita.
— No nie, znowu? Myślałem, że już sobie odpuścił...
Kanato skrzywił się nieznacznie.
— Najpierw Yui, a teraz ona... irytujące...
Yui? Kto to jest?
Pomoże mi?
Pomoże mi?
Nie będzie chciała. Ja bym nie pomogła.
— Ciekawe, jak ją traktują, co nie, Ayato? Ci Mukami...
— Zamknij się.
Nieznane nazwisko. Nieznane imiona. To
wszystko... takie obce.
Gra się rozpoczęła.
Gra się rozpoczęła.
Mężczyzna w okularach skrzyżował ramiona.
— Postanowione. Zostaniesz tu. Każę przygotować ci pokój.
— Postanowione. Zostaniesz tu. Każę przygotować ci pokój.
Nie zgadzam się. Wykrztuś to.
— A-ale... Kim wy jesteście?!
— A-ale... Kim wy jesteście?!
Zdziwiony, uniósł brwi ku górze.
— Jak to, jeszcze się nie domyśliłaś?
Nie. I nie chciałam znać prawdy. Miała być
bolesna. Czułam to.
— Słyszałaś kiedykolwiek o wampirach?
O czym on mówił? Jakie znowu wampiry?
Zaczynałam powoli mieć tego dosyć.
— Owszem, słyszałam. I co?
Skąd znalazłam w sobie taką odwagę?
Zamknij się.
Nie zasłużyłaś na nią.
Zamknij się.
Nie zasłużyłaś na nią.
Kto to powiedział? Głowa mi pękała. Skroń pulsowała. Jakby ktoś rozsadził
mnie od środka.
Nie trwało to długo. Sekundę, dwie.
— No cóż, masz zaszczyt stać przed kilkoma z nich.
Strach. Wkradł się powoli do duszy i osaczył
ją.
To kłamstwo.
Wszystko jest kłamstwem.
To kłamstwo.
Wszystko jest kłamstwem.
— Nie... Nie wierzę ci!
Postanowiłam pobiec
w kierunku wyjścia. Wpadłam na kant stolika. Pieczenie.
Kolano pulsowało. Na skórze pojawiło się kilka czerwonych kropel.
Kolano pulsowało. Na skórze pojawiło się kilka czerwonych kropel.
Krew płynęła swobodnie po łydce, tworząc
cienką strużkę. Złapałam bolące miejsce, brudząc dłonie czerwoną posoką. Tak
chciałam zapłakać. Nad wszystkim, co mnie spotkało.
Nie potrafiłam.
Spojrzałam w górę. Sześć par oczu zabłyszczało
pożądliwie w ciemności. Wszystkie utkwione były w mojej ranie.
Mówił prawdę.
Był
pierwszym, który to zrobił.
Pozwól, że zauważę mały błąd - już w pierwszych zdaniach jest czasowy miszmasz, przeplata się teraźniejszy z przeszłym (dokładnie to: "W pomieszczeniu panował półmrok. Serce wariuje. Trzepocze w piersi niczym ranny ptak łaknący nadziei. Nie słucha mnie.")
OdpowiedzUsuń"...lalka czekająca cierpliwie w koncie..." - wkradła ci się literówka, "kącie". ;)
Kawałek z chwytaniem świecznika piękny. Nie wiem czemu, ale ten widok mnie urzekł. <3
"Wzięłam głęboki oddech i podreptałam w jego stronę. Drżącą ręką musnęłam śniadą skórę. Była wyjątkowo blada. I zimna. Czyli nie żył już jakiś czas.
Cofnęłam się, czując eksplodującą ulgę. Wiem, że to samolubne. I co z tego? I tak nic mi już nie zaszkodzi."
To też mnie ujęło. Coś czuję, że będę musiała zrezygnować z wymieniania scen, które mi ogromnie przypadły go gustu, bo moje komentarze będą się ciągnąć na kilometr. Ale... To takie cudownie oryginalne. Dziewczyna nie zaczęła panikować, a nawet "ucieszyła się" że nie dodał jej żadnego obowiązku. To takie... Ludzkie. W końcu nie jest zła, chciała pomóc, a że nie miała jak, cóż, przynajmniej nie musiała się wpakować w łapska policji.
"M-myślałam, że... No... Że nie żyjesz. Już stąd idę."
<3 <3 <3
Mam dziwne wrażenie, że dziewczyna mogła uciec ze szpitala psychiatrycznego, ale to tylko moje wrażenie. Ten rozdział także wspaniały, bo mimo malutkich błędów naprawdę płynnie się go czytało. No, może brakowało jakichś dłuższych zdań, żeby móc na chwilę odetchnąć, ale jesteśmy w końcu "w głowie" Yukiji, więc to nic dziwnego, skoro ona sama została właśnie ścigana przez policję i trafiła do rezydencji wampirów.
Wspaniale piszesz. Już nie mogę się doczekać, co dalej wymyślisz. Na pewno będę stale obserwować, więc życzę mnóstwa czasu i weny, a gdybyś miała chęć - zapraszam do mnie. ;)
O, dziękuję Ci za wytknięcie błędów! Zaraz wezmę się za poprawę!
UsuńI jeszcze raz - bardzo dziękuję za komentarz! Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak szybko ktoś napisze. Tym bardziej rozpiera mnie duma :D
A na stronę wejdę w wolnej chwili, prawdopodobnie jeszcze dziś.
Pozdrawiam!
Prolog przeczytałam już wczoraj, ale nie miałam czasu przejrzeć rozdziału, dlatego musisz mi wybaczyć zwlekanie z komentarzem (awieszogólniewieluosobomjestemjedłużna) X"D
OdpowiedzUsuńW sumie to trafiłam tutaj dzięki adminowaniu fp DL. Kiedy wstawiałam to od razu wlazłam na link, żeby sprawdzić czy good shit, czy niezbyt xD
Ogólnie bardzo mi się podoba i, tak jak Mangle wspomniała, zdarzyło się kilka błędów, ale są one niewielkie i całość całkiem dobrze się czyta ^^
I plusy za NekoTakei, bo widzę, że słuchamy tych samych fandubberów, haha <3
Czekam na więcej! Na razie wstrzymuję się z opinią co do głównej bohaterki (w końcu to dopiero pierwszy rozdział i prolog), może mnie jeszcze czymś zaskoczyć x3
Weny!
Dziękuję za komentarz!
UsuńWiększość błędów już poprawiłam ( piszę większość, bo więcej na razie nie widzę, ale pewnie gdzieś się czają XD ), ale cieszę się, że nie wpływają one na jakość opowiadania :D
Oj, Nekotakei uwielbiam. Jeszcze Kirishe, Natsu, Kazu, Mio i wiele, wiele innych, haha.
Pozdrawiam!